MOC WIARY

Dlaczego wierzę

Czym jest wiara? Dlaczego wierzę? W co wierzę? A może raczej – Komu wierzę? Czy wiara to to samo, co zaufanie? Jak się ma wiara do wiedzy? Co z tej wiary wynika, bo przecież „także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2, 19). To tylko niektóre z pytań, które się pojawiają, gdy myślimy o wierze.

My, piesi pielgrzymi, jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że wiarę zyskujemy, bo doświadczamy w drodze małych cudów, bo z dala od zgiełku słyszymy słowa Chrystusa, który jest z nami w drodze, tak jak z uczniami do Emaus i wiele nam po drodze „wyjaśnia”, a później sobie uświadamiamy, że przecież „serca w nas pałały” (Łk 24, 32). Słyszymy Go w pokrzepiających słowach innych pielgrzymów, w niewyrażalnym słowami pięknie przyrody, w odwiedzanych po drodze kościołach, w nabożeństwach, w których bierzemy udział jako pielgrzymi. Krok po kroku otwierają się nasze oczy i uszy oraz zauważamy, że za tym wszystkim, czego doświadczamy zmysłami, stoi coś więcej. Stoi Ktoś, kto jest Tajemnicą, do której możemy się zbliżyć jedynie poprzez wiarę.

Doświadczenie Drogi pokazuje, że z każdym krokiem, z każdym dniem coraz szerzej otwierają się oczy, coraz czulsze stają się uszy. Coraz więcej widzimy, coraz więcej słyszymy, coraz głębiej odczuwamy, coraz więcej dostrzegamy. „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy” (Rz 10, 17). i „dopóki nie zobaczą, nie uwierzą” (….). Owo zagłębienie się w otaczającą rzeczywistość, w naturę jest więc niezbędne, by odkryć ślady Obecności. Jak przyklejone muszle, jak malowane strzałki, które pojawiają się w czasami najmniej oczekiwanych miejscach, by wskazać nam te właściwą drogę.

Podobną rolę pełni Jakubowy Szlak, na który wyruszają zarówno wierzący, jak i szukający źródeł wiary czy także ludzie werbalnie odrzucający wiarę religijną, ale popchnięci na Drogę przez swój duchowy czy metafizyczny głód. I być może właśnie ci ostatni są w najściślejszym sensie pielgrzymami, peregrini, gdyż są „cudzoziemcami” i „obcymi” zarówno dla wierzących, jak i dla tych, którzy wiarę odrzucają. W ten sposób Droga staje się miejscem spotkania różnych ludzi, w tym także dla szukających potwierdzenia swej nadwerężonej wiary oraz dla ludzi odnajdujących swą wiarę „przy okazji” długiej wędrówki.

„Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). Wiara, a więc bycie w drodze, kroczenie razem z Nim jest Drogą, która przez ścieżki czasu wiedzie ku spotkaniu z Nim twarzą w twarz. Tam znajduje się kres naszego trwającego całe życie pielgrzymowania. Wiara, która wiązałaby nas z jednym miejscem, która by nas zamykała, jest martwa. Bo to wiara, która nie przejawia się w czynie (por. Jk 2, 14nn). Donikąd nie prowadzi. Dopiero wiara, która każe wyjść z okopów własnych przekonań i przyzwyczajeń, która zaprasza do wyruszenia w drogę, do uczynienia pierwszego kroku, a po nim następnych, do otwarcia się na to, co nieznane, co nadchodzi: taka wiara staje się bramą wprowadzającą w nas życie jej treścią.

Każde wyjście zapowiada zarazem przyjście, osiągnięcie celu. Nawet gdyby miało się okazać, że miejsce, do którego dotarliśmy, różni się od tego, które zamierzaliśmy osiągnąć czy jak je sobie wyobrażaliśmy. Jednak i w tym wypadku – o ile rzeczywiście żyjemy wiarą, a nie tylko głosimy ją ustami lub zewnętrznymi formami – należy uznać, że jest to miejsce, do którego mieliśmy dotrzeć. To doświadczenie Drogi buduje w nas pewność wiary, że także przy końcu czasu będziemy w miejscu, gdzie mieliśmy dotrzeć. Nawet jeśli będzie to wbrew naszym planom i oczekiwaniom.

Czasami w drodze ogarnia nas zwątpienie. Przez tydzień leje deszcz, dokucza upał, gubimy drogę i błądzimy, nie dostrzegamy znaków, żadnej muszelki czy żółtej strzałki. Albo zbliża się wieczór, a wciąż nie mamy miejsca, gdzie byśmy mogli głowę skłonić. Pozostając jednak wiernymi, dojdziemy do miejsca, gdzie szlak się znajduje, otwierają się gościnne drzwi, a przez chmury przebijają się rozgrzewające promienie słońca. Takie „ciemne doliny” muszą się zdarzyć – tego uczy Droga. Nie bójmy się wątpliwości, bo „to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość” (Jk 1, 3).

Wytrwałość, nadzieja wbrew nadziei, wyruszenie w nieznane niczym rzucenie się w toń głębokiej wody – tak było do samego początku wiary. „Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc dokąd idzie” (Hbr 11, 8). Narażał się nie tylko na trudy podróży w nieznane, ale także na pośmiewisko i niezrozumienie ze strony krewnych i sąsiadów. Jednak wyruszył, uwierzył i „Pan poczytał mu to zasługę”.

Często i my doświadczamy podobnego pośmiewiska i niezrozumienia ze strony naszych krewnych i sąsiadów, jak tego doświadczał Abraham. Mówią nam: Co wam to daje? Po co idziecie? Włóczycie się jak te "dziady kalwaryjskie" zupełnie bez sensu... Czy nie lepiej byłoby siedzieć na tyłku, w domu, a czyny miłosierdzia, zbliżające nas do Pana, pełnić raczej wśród ludzi nas otaczających, którzy nie wędrują? Tu wystarczy znów popatrzeć na Jezusa i wziąć przykład z Niego. Przecież On czynił cuda, uzdrawiał, wskrzeszał, rozmnażał chleb - gdy był w Drodze!

Jezus mówi: „Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu!” (Łk 7,10). Czy nie zdarzyło się nam na Camino spotkać podobnego „setnika”? Człowieka „niewierzącego”, może nawet ostentacyjnie obojętnego na zewnętrzne przejawy religii, którego jednak wiara okazała się głębsza i prawdziwsza, nawet niż ta „w Izraelu”, w narodzie wybranym. Czy dziś w Kościele są tylko sami wierzący? Czym udowadniają oni swoją wiarę? Jakże łatwo jest, niestety, obnażyć pojawiającą się niekiedy powierzchowność wiary wierzących.

„Kto zatem jest w stanie wierzyć? – pyta Karl Barth. Nie ten, kto twierdzi, że wiarę posiada, lecz ten, kto wie, że mu na niej zbywa. Nie ten, kto śpi spokojnie przekonany o swojej prawowierności, lecz ten, kto – wezwany i oświecony przez Ducha Świętego – wierzy mimo zagubienia czy wątpliwości. wierzy, nie tracąc z pola widzenia własnej niewiary, która stale mu towarzyszy i daje znać o sobie. Wierzy, prosząc: Panie, pomóż memu niedowiarstwu (Mk 9,24).

Wąska jest [bowiem] droga, która prowadzi do życia, czytamy w Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 7,14). Wąska, znaczy trudna, bardzo trudna, nawet pełna udręki. Po tym możemy ją poznać”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz