środa, 25 lutego 2015

AUSTRIA 2011

Dzień 14 Poniedziałek 7 marca 2011
Mikulov (Czechy) - Mitlebach (Austria)


Wyszliśmy na trasę o godz. 8.00. Po drodze drobne zakupy w sklepie, czyli chleb i mleko. Później ok. 2 km szosą granicy z Austrią i szeroki chyba na jakiś kilometr, dawniej pewnie mocno strzeżony, pas przygraniczny. Obecnie nikt go już nie strzeże.
Podziękowaliśmy aniołom Czech za pomoc i wsparcie w czasie drogi przez Czechy i poprosiliśmy w modlitwie aniołów Austrii o przejęcie opieki nad nami. Jak wielką pomocą służą pielgrzymom aniołowie danego kraju mieliśmy się już wkrótce przekonać.

Do Austrii wkroczyliśmy o godz. 10.15. Pierwsza mijana miejscowość to był Drasenhofen, w którym chwilę odpoczywaliśmy przy drewnianym zadaszonym stole obok jakiegoś sklepu. Potem idąc ścieżkami rowerowymi dotarliśmy do Poysdorf i stamtąd ścieżką oznakowaną muszelkami jako Jakobsweg - aż do Mitlebach. Była godzina 19.00 i było już ciemno gdy weszliśmy do tej miejscowości. Przy kościele nie było plebanii i skierowaliśmy się do centrum miasta. O tej porze miasteczko było jak wymarłe, nikogo nie było na ulicy, więc nie można się było nikogo zapytać o drogę.

Ale nagle pojawił się pierwszy anioł "austriacki", który na dodatek mówił po polsku. Ponieważ byłą to pierwsza osoba w tym miasteczku, która szła chodnikiem, więc podszedłem, aby zapytać o drogę i możliwość noclegu w tym miasteczku. Jakież było moje zdziwienie, gdy ta anioł-dziewczyna odpowiedziała mi po polsku! Była to Ania B., mieszkająca tu Polka, z zawodu fizjoterapeutka. Zaprowadziła nas na plebanie kościoła, który dawno minęliśmy. Plebania znajdowała się w innym miejscu, w centrum miasteczka. Ania sama załatwiła z proboszczem sprawę naszego noclegu, a więc odpadł problem komunikacji w języku niemieckim.

Proboszcz przyjął nas bardzo gościnnie, poczęstował kolacją, porozmawiał chwilę z nami i zaprowadził nas do pokojów na nocleg. Mieliśmy tu dwa osobne pokoje do spania.
W ten oto sposób mamy za sobą 14 dni pielgrzymowania i 14 noclegów pod dachem, a Austria zapowiada się wspaniale. Przestałem się martwić zupełnie o JUTRO, ufając w wielkie Boże miłosierdzie i nieustającą pomoc błogosławionego Jana Pawła II oraz naszych aniołów opiekunów, świętego Jakuba - patrona pielgrzymów oraz aniołów kraju, w którym się przebywa.



























Dzień 15 - Wtorek 8 marca 2011
Mitlebach - Wolfpassing


Rankiem ks.proboszcz H. udzielił nam błogosławieństwa na drogę i wyruszyliśmy o godz. 8.00. Szliśmy przez Paasdorf, Atzelsdorf, Pelendorf, Bogennesiedl w kierunku Wolfpassing. Była godz. 15.00 i mieliśmy zamiar iść dalej jeszcze, ale na skraju tej miejscowości nagle i nieoczekiwanie podeszło do nas dwoje ludzi, pan i pani, trzymających się za ręce, którzy powiedzieli nam, abyśmy jednak tutaj pozostali na noc, gdyż tutaj proboszczem jest w tej miejscowości polski kapłan. Później często zdarzało się podobnie, że jakaś para osób podchodziła do nas i informowała onas w ważnej sprawie, o kierunku lub noclegu. Jeszcze jednak nie byliśmy na tyle "uważni", aby zauważyć, że każda mijana miejscowość, wieś, miasteczko lub miasto, ma swojego Anioła Stróża, lub nawet dwoje. Poszliśmy więc na wskazaną Parafię, a tam przyjął nas ks.Henryk K., polski kapłan, lat 77, który na prośbę miejscowego biskupa jest ciągle jeszcze proboszczem tutejszej Parafii, gdyż biskup nie ma go kim zastąpić. Brak jest młodych kapłanów, następców. A ksiądz Henryk już od dwóch lat powinien być na emeryturze! Ale prośbie biskupa nie odmówił. Poczęstował nas wspaniałą gęsta zupą (którą sam szybko ugotował) i kolacją. Postanowiliśmy więc zostać tu na noc i spaliśmy w salce katechetycznej, do której ks.Henryk przytaszczył nam z góry grube materace, żebyśmy nie musieli spać na podłodze.
Jak to dobrze, ze ci dwaj aniołowie wskazali nam to miejsce na nocleg. Aniołowie Austrii są wspaniali i ciągle nam pomagają. Po wczorajszym bardzo forsownym dniu zakończonym o godz.20.00, dziś nasze wędrowanie zakończyło się już o 15.00 i mogliśmy bardzo dobrze wypocząć, w gościnie u polskiego kapłana. A jutro już WIEDEŃ!!!







Dzień 16 - Środa Popielcowa - 9 marca 2011
Wolfpassing - WIEDEŃ


Pamiętamy dzisiaj o kolejnych dwóch pielgrzymach, którzy pieszo będą wędrować do Rzymu. Będą mieli mniej dni, mniej czasu, ale również chcą zdążyć na beatyfikację. Tymi pielgrzymami są Andrzej Kofluk z Wrocławia oraz 21 letni Paweł z Białegostoku, który przeczytał miesiąc temu na moim blogu informację o tym, że Andrzej zamierza wyruszyć w dniu 9 marca br. Zapragnął dołączyć do niego i iść z nim razem. Życzymy im opieki Bożej przez całą drogę i tęsknimy za spotkaniem się z nimi w Rzymie.
******
Tymczasem my wyszliśmy dziś na tresę o godz. 7.20 i...okazało się wkrótce, że Wolfpassing było dla nas jakimś magnesem, gdyż pobłądziliśmy rankiem, zatoczyliśmy ścieżkami rowerowymi jakieś wielkie kolo wokół miasteczka i zupełnie nieoczekiwanie dla nas, po dwóch godzinach wędrowania, znaleźliśmy się ponownie w Wolfpassing, tyle że po drugiej stronie miasteczka. No cóż, człowiek często w życiu błądzi i powinien się stale NAWRACAĆ. "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię".

Nie załamaliśmy się jednak tym "zabłądzeniem" i poszliśmy w kierunku Wolkersdorf ścieżkami rowerowymi. Niestety znowu były pułapki, ścieżki rowerowe nagle gdzieś znikały, raz nawet musieliśmy przeczołgiwać się pod drucianą siatką, aby przejść przez zamknięty teren jakiejś szkółki leśnej, co na pewno nie było dozwolone. Te skrzyżowania i rozjazdy przed Wiedniem były dość męczące. Zmęczeni i obolali dotarliśmy w końcu do Wiednia i udaliśmy się do dzielnicy trzeciej, na ulicę Renweg, na której znajduje się polski kościół.

Jednak tego dnia nie musieliśmy korzystać z gościny na Parafii. Jeszcze przed wyruszeniem na te pielgrzymkę emailowalem do Dominiki, mieszkającej w Wiedniu Polki, napotkanej w ubiegłym roku w Hiszpanii na camino, podczas wędrówki do Grobu św.Jakuba w Santiago de Compostela. Poinformowałem ją w e-mailu, że w marcu będę "przechodzić" przez Wiedeń w drodze do Rzymu. Dominika od razu odemailowała, podając swój numer telefonu, na który mam zadzwonić, gdy się pojawię w Wiedniu. Tak więc po naszym przybyciu do Wiednia zadzwoniłem od razu do niej, mówiąc, że "już jesteśmy", a ona zaraz przyjechała do nas i zaprowadziła do hotelu, w którym już wcześniej sama zapłaciła za nocleg dla dwóch pielgrzymów z Polski.

Dzis jest Środa Popielcowa. Poszliśmy na msze św. o godz. 18.00 do pobliskiego przepięknego kościoła pw. Karola Boromeusza na Karlsplatz. Kościół był ogromny, ze wspaniałym ołtarzem i przepięknymi malowidłami na suficie. Obrzęd posypania głów popiołem był bardzo wzruszający. "Bedanke Mensche, das Staub bist....", jakoś chyba tak mówił kapłan podczas sypania popiołu na głowy.

Okazało się też, że Dominika nie tylko sama zapłaciła za nasz nocleg w hotelu, ale pamiętała również o naszych żołądkach i przyniosła nam masę jedzenia, pełną torbę różnych smakołyków wegetariańskich, gdyż sama była wegetarianką. To nam pasowało bardzo, gdyż była przecież Środa Popielcowa, wiec tylko pokosztowaliśmy tego, pozostawiając resztę na jedzenie a jutrzejsze śniadanie. Dzięki Dominiko za twoją dobroć i okazaną pomoc, będziemy o tobie pamiętać, zwłaszcza o tej Twojej głównej intencji! Zapalimy w Rzymie świeczkę, tak jak prosiłaś. Od dzisiaj też wiemy, że Anioł Wiednia ma na imię DOMINIKA.

Dominika ma bardzo ciekawą teorię dotyczącą bąbli i pęcherzy na nogach, powstających u niektórych pielgrzymów podczas pieszej pielgrzymki. Według niej wszelkie bąble powstają najpierw w umyśle człowieka, w jego psychice, a potem dopiero na nogach. Kiedy bowiem człowiek za bardzo się nad sobą samym rozczula i zbytnio troszczy o swoje nogi, wtedy właśnie pojawiają się te bąble, niejako jako skutek uboczny jego egoizmu i myśleniu o sobie. Kiedy natomiast nie myśli tak samolubnie o sobie samym, o swoich "biednych" nóżkach czy stopkach, wówczas jej zdaniem żadne bąble ani pęcherze na palcach czy stopach nie maja prawa się pojawić. A my ze Staszkiem nie mamy żadnych bąbli ani pęcherzy, więc może nie jesteśmy egoistami?















































Dzień 17 - Czwartek 10 marca 2011
WIEDEŃ - Kotting-Brun


Rankiem zjedliśmy te wszystkie pyszne smakołyki przyniesione wczoraj przez Dominikę, błogosławiąc w duchu jej dobroć serca. Ponieważ jednak nie daliśmy rady zjeść wszystkiego, wiec włożyliśmy do plecaków, to wszystko co zostało i zabraliśmy na drogę. A zostało jeszcze dużo ciasta oraz jajka. Ruszyliśmy w drogę najpierw przez sam Wiedeń, jednak rezygnując ze zwiedzania tego miasta. Nie byliśmy nawet na Kahlenbergu. Naszym celem jest Rzym i dotarcie na czas do Wiecznego Miasta a nie zwiedzanie innych miast i ich atrakcji, choćby były nawet najpiękniejsze. Gdybyśmy bowiem zaczęli zwiedzać Wiedeń, zajęłoby nam to pewnie cały dzień, a nie mogliśmy sobie na to pozwolić.

Po wyjściu z Wiednia szliśmy głównie ścieżkami rowerowymi przez Vosendorf, Biedersmandorf, Guntramsdorf, potem wzdłuż jakiejś rzeki. W ten sposób dotarliśmy do miejscowości Kotting-Brun. Weszliśmy do tej miejscowości około 17.30 a wówczas jakiś cieśla, który przed chwila siedział na dachu, zszedł z niego, podszedł do nas i pokazał nam drogę na skróty do tutejszego kościoła,mimo że nie pytaliśmy go o to.

Drzwi Plebanii, a właściwie to chyba kancelarii parafialnej otworzyła nam ładna młoda kobieta, która zaraz zadzwoniła do proboszcza i uzgodniła z nim, gdzie nas ulokować na nocleg. Dostaliśmy salkę z dwoma tapczanikami, krzesłami i stołami. Powiedziała też, że księdza dzisiaj nie będzie, a wieczorem będziemy mogli uczestniczyć w Drodze Krzyżowej. - We czwartek? - zapytałem zdziwiony. Potwierdziła, że tak, dziś we czwartek i że to ona będzie prowadzić tę Drogę Krzyżową. Tak więc już we czwartek po Środzie Popielcowej uczestniczyliśmy w rozważaniach pierwszej w tym roku Drogi Krzyżowej, ładnie prowadzonej przez tę piękną kobietę, która była "asystentką pastoralną" proboszcza, czyli czymś w rodzaju diakona. Miała na szyi coś w rodzaju stuły. Po zakończeniu Drogi Krzyżowej, w której uczestniczyło około 20 osób, udzieliła chętnym Komunii św.

Ten dzisiejszy dzień ponownie dobitnie uświadomił nam, że nie tylko każdy kraj czy naród ma swojego Anioła stróża-opiekuna, ale że takiego opiekuna - anioła, ma każda, najmniejsza nawet miejscowość, wioska lub miasto. Szkoda, że o tym, nie pamiętamy na co dzień. Dopiero na pielgrzymce staje się to tak wyraźnie widoczne.

















Dzień 18 - Piątek 11 marca 2011
Kotting-brun - gdzieś tam za Gloggnitz


Dopiero rankiem mieliśmy szczęście ujrzeć proboszcza Kotting-brun i to bardzo krótko. Ksiądz proboszcz pozdrowił nas, życzył szczęśliwej drogi i dał nam osiem słodkich bułek na drogę. Zjedliśmy je po drodze jako nasze śniadanie. Do Viener-Neustadt szliśmy ścieżką rowerową, głównie obok jakiegoś kanału, a pod koniec dnia, gdy byliśmy już za miastem, zjawił się, jak codziennie anioł dnia. Ten anioł miał na imię JAN i był polskim stolarzem, tutaj pracującym. Zawiózł on nas nocleg do jakiegoś hoteliku za Gloggwitz, fundując nam nocleg, ale prosił o modlitwę za jego chorą żonę oraz za chorą na raka teściową swojego szefa-pracodawcy.















Dzień 19 - Sobota 12 marca 2011
Gloggwitz - Kindberg


Przepiękne góry dookoła i widoki zapierające dech. Nie opisuję naszego trudu pielgrzymowania po górach, bo nogi się już przyzwyczaiły i właściwie nie ma o czym pisać. Wędrowanie z ciężkim plecakiem po górach staje się czymś tak normalnym jak oddychanie. A przecież oddychania się nie relacjonuje. Zawsze pewien niepokój wzbudza wieczorny nocleg i dlatego poświęcam więcej uwagi na blogi właśnie noclegom. A to jakoś dziwnie i cudownie rozwiązuje się samo. Wieczorem spotkaliśmy kapłana austriackiego, który zawiózł nas na nocleg w Edelberg, 3 km w bok od naszej trasy. Nocleg w domu parafialnym, ale nie przy Parafii. I znów nic nas to nie kosztowało.



















Dzień 20 Niedziela 13 marca 2011
Edelberg - Pernegg


Droga prowadziła nas początkowo nad rzeką, pomiędzy torami i autostradą. Wieczorem podczas wchodzenia do miejscowosci Pernegg wyszła nam naprzeciwko pewna kobieta, którą zaraz zapytaliśmy, gdzie się znajduje kościół w tej miejscowości. Odpowiedziała, że księdza tu nie ma, a my powinnismy się udać do Gasthausu (hotelu) znajdującego się tuż obok kościoła. Znając ceny w hotelach w Austrii, czyli ok. 40 euro za nocleg, powiedziałem, że raczej tam nie pójdziemy. Wówczas stanowczo powiedziała, że mamy tam jednak pójść. To polecenie wydało mi się dziwne, ale na szczęście przyjąłem je jako pewien znak. Podświadomie czułem, że z tego może wyniknąć coś dobrego i postanowiłem, że się tam udamy. Wszedłem do Gasthausa i od razu zacząłem się targować o cenę za nocleg. Na wszelkie jej propozycje odpowiadałem, że to jest "zu teuer", czyli za drogo i udało mi się zejść do ceny 10 euro od osoby za nocleg. Taka cena wydała się nam zupełnie do przyjęcia i w ten sposób spaliśmy w dobrym ciepłym hotelu za jedyne 10 euro i to w Austrii! A jak się później okazało był to nasz jedyny płatny nocleg w Austrii.



























Dzień 21 Poniedziałek 14 marca 2011
Pernegg - Frohnleiten


Robimy coraz więcej kilometrów dziennie, czasem ponad czterdzieści. Nie wiem skąd bierzemy na to siły. Dziś dotarliśmy do Frohnleiten. Proboszczem jest tu ks.Orecz, franciszkanin, pochodzący z Hercegowiny, który sam szedł pieszo do Rzymu w roku 2000. Nareszcie więc spotkaliśmy człowieka, który tak jak my, pieszo pielgrzymował do Rzymu! Przyjął na nocleg, poczęstował nas kolacją i podarowal nam wykaz wszystkich miejscowosci, przez które wędrował do Rzymu. Ten wykaz okazał się potem bardzo pomocny w drodze.























Dzień 22 Wtorek 15 marca 2011
Frohnleiten - GRAZ


Rankiem po błogosławieństwie O.Orecza i po śniadaniu, którym nas poczęstował, wyruszyliśmy w dalsza droge. Droga wiodła malowniczymi górami, ścieżkami rowerowymi, jakieś 100 - 200 m od autostrady. Podziwialiśmy te wspaniałe piękne góry, dziękując Bogu za to, że możemy takie piękno oglądać na własne oczy. A wieczorem znów nocleg na plebanii kościoła w Grazu.

Przybyliśmy do kościoła o 17.57 a o 18.00 zaczynała się msza św. Siedzieliśmy w pierwszej ławce z naszymi plecakami, a odprawiający mszę św. proboszcz tej parafii zauważył nas chyba, gdyż patrzył cały czas w naszym kierunku. Po mszy św. wszedłem do zakrystii aby zapytac o możliwość npoclegu, a on od razu "przekazał" nas pod opiekę Pani Marianny, Ukrainki o korzeniach węgierskich, która tu pomaga, pewnie w kuchni, a moze w kancelarii. Marianna zaprowadziła nas do jednej z sal katechetycznych, pokazała miejsce do spania, a po 20 minutach przyniosła obfitą i smaczną kolację. Rozmawialiśmy z nią po rosyjsku. Powiedziała, że rankiem przyniesie nam śniadanie i życzyła dobrej nocy. A więc anioł dzisiejszego dnia to Marianna.



































Dzień 23 - Środa 16 marca 2011
GRAZ - Steinz


Szliśmy długo ruchliwymi ulicami miasta a później wzdłuż ruchliwej szosy nr 76. Na sporych odcinkach drogi nie było chodnika ani żadnej ścieżki obok szosy, a ruch był dość spory. Dotarliśmy do Steinz ok. 18.00 i oto znowu pojawił się kolejny anioł. Nagle obok nas pojawił się samochód, który się zatrzymał i wyszla z niego bardzo piękna kobieta, która zapytała (po angielsku) dokąd idziemy i po co, a potem poinformowała nas, ze proboszczem w tutejszym kościele jest Polak i że powinniśmy tam się udać na nocleg. Ponieważ po tylu "anielskich" przygodach w poprzednich dniach nie byłem już zbytnio zdziwiony, że oto kolejny anioł się nam ukazuje, więc trochę żartem zapytałem, czy jest może aniołem (angel), a ona się uśmiechnęła i niespodziewanie odpowiedziała mi, że TAK. I zapytala jeszcze skąd ja to wiem. Wkrótce wyjaśniło się, że po prostu ma na imię Angela. Ale jednak odgadłem...

Ksiądz proboszcz przywitał nas serdecznie. To ks.Boguslaw S., rodem z Rzeszowa. Ma 43 lata i obsługuje tutaj dwie Parafie. Poczęstował nas kolacją i wskazał ładny pokój do spania, w którym spędziliśmy noc.



































Dzień 24 Czwartek 17 III 2011
STEINZ - VIES


Po śniadaniu, którym ugościł nas ks.proboszcz Bogusław S., udaliśmy się wraz z nim na zwiedzanie jego głównego parafialnego kościoła. W kosciele udzielił nam błogosławieństwa na drogę i wyruszyliśmy na pielgrzymkowy szlak. Wzdłuż szosy nr 76 ścieżki rowerowe pojawiały się lub znikały, więc czasem szliśmy nimi a czasem poboczem dość ruchliwej szosy. Doszliśmy do Vies przed Eineswaldem i postanowiliśmy tutaj zostać na nocleg, gdyż cały dzień padał dziś deszcz, był wiatr, zimno i mgła.

Przyszliśmy do kancelarii parafialnej, a ks. proboszcz Anton N., kolega polskiego wczorajszego proboszcza Bogusawa S., zaprosił nas na kolację do Gasthausu w pobliżu kościoła, a potem wskazał miejsce do spania na głównej sali parafialnej (pharamtsaal), gdzie było ciepło. Spaliśmy w swoich śpiworach na swoich karimatach w tej sali.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz